Witajcie,
Jak już wspomniałam, postanowiłam zasięgnąć porady dietetyka
w temacie odżywiania przy moich schorzeniach.
Po przeanalizowaniu wyników badań, otrzymałam plan
żywieniowy, którego powinnam się trzymać aby posiłkami nie powodować skoków
insuliny w moim organizmie.
Na początku byłam przerażona zaleceniami, a w szczególności
ilością produktów, jakie musze wykluczyć ze swojego jadłospisu.
Jest to bardzo długa lista, ale pocieszeniem jest to, że
jest to opcja na 3 miesiące, po których stopniowo będę mogła dodawać do swojej
diety poszczególne składniki.
Nie chcę pisać tutaj wszystkiego, co jest zabronione, a co
zalecane, ale postaram się wymienić najważniejsze rzeczy, a szczególnie te,
które wcześniej spożywałam z dużą częstotliwością.
Plan żywieniowy
opiera się na kilku ważnych zasadach:
-zwiększenie spożycia tłuszczy w diecie (mięso, jaja, zdrowe
oleje)
-wykluczenie glutenu i wszystkiego, co go zawiera
-zakaz spożywania kukurydzy i soi
-wykluczenie laktozy
-REGULARNE POSIŁKI! W moim przypadku są to tylko 3 posiłki
dziennie – dalej opiwiem dlaczego. Podczas diety należy bazować głownie na
jajach, mięsie i warzywach.
Poniżej opiszę Wam zasady komponowania poszczególnych
posiłków
Śniadanie
Dużą zmianą było dla mnie komponowanie nowego składu
śniadań. Jem śniadania 30 min do godziny po przebudzeniu. Wcześniej zwykle były
to owsianki na słodko, z owocami i bakaliami.
Teraz musiałam pozbyć się wszelkich węglowodanów w
śniadaniach. Wyleciały więc płatki owsiane, żytnie, jaglane, i wszystkie inne.
Do tego musiałam wyeliminować też owoce. Szczególnie te suszone, które są
źródłem dużej ilości cukru.
Na śniadanie została mi więc opcja białkowo-tłuszczowa:
dobrej jakości mięso, jaja i warzywa. I
tutaj miałam spory problem z przestawieniem się. Lubiłam jajka i owszem, czasem
jadłam na śniadanie jajecznicę, jajo na miękko czy omlet, ale zdarzało się to
raz, góra dwa razy w tygodniu.
Mięso na śniadanie? Nie ma mowy. Nigdy nie jadłam mięsa od
rana i nie miałam ochoty tego robić. Ale po kilku dniach spożywania jajek pod
rząd, poczułam, że potrzebuję jakiejś odmiany i zaczęłam jeść kabanosy
(najlepsze są z Konspolu, do zakupienia w Biedronce). Do tego masa warzyw i
nawet całkiem polubiłam te mięsne
śniadania J
Obiady/ II śniadania
Mój drugi posiłek to zazwyczaj ten spożywany w pracy. Wcześniej,
zwykle były to po prostu kanapki, a
później jeszcze jakiś owoc w ramach przekąski.
Teraz musiał wystarczyć mi tylko jeden posiłek w ciągu dnia
pracy i nie mogła to być kanapka.
Robiłam więc naleśniki gryczane, warzywa z
kaszą gryczaną, ryżem basmati, kawałki karkówki czy kurczaka, albo (kiedy już
nauczyłam się go piec)- chleb gryczany.
Musiałam też zwiększyć porcję obiadową, tak aby być nasycona
do czasu kolacji.
Kolacje/Obiadokolacje
Ostatnim lub przedostatnim( w zależności od tego czy
ćwiczyłam w danym dniu) posiłkiem w ciągu dnia była obiadokolacja.
Starałam się, aby zawsze zawierała ona mięso (indyk,
karkówka) oraz dużo warzyw i opcjonalnie jakieś węglowodany w postaci kaszy czy
ryżu. Często też jadłam na obiad zupy, gotowane, np. na żeberkach czy kościach.
Opcjonalnie:
Przekąska potreningowa
Jeśli w danym dniu ćwiczyłam, to zazwyczaj po treningu
jadłam jeszcze jakiś owoc.
Moje spostrzeżenia:
Trudne śniadania
Największy problem miałam chyba z przestawieniem się na
śniadania białkowo-tłuszczowe.
Przekonałam się do kabanosów drobiowych i jaj. Jednak po
kilku dniach nie mogłam już patrzeć na jaja w żadnej postaci. Mimo, że jadłam
na przemian: jajecznice, omlety, jajo sadzone, na twardo i na miękko, czułam
odrzucenie do jajek.
Po konsultacji z dietetykiem ustaliłyśmy kompromis: węgle i
owoce na śniadanie 2 h po obudzeniu, lub (jeśli naprawdę będzie mi ciężko)
przeplatać śniadania b-t z węglowodanowymi.
Postanowiłam więc wprowadzić „owsianki”. Oczywiście takie na
bazie kaszy jaglanej czy gryczanej, ryżu basmati, płatków gryczanych, ale
bardzo się rozczarowałam. Okazało się, że po takich śniadaniach po 2-3h jestem głodna
jak wilk! Po każdym takim owskiankowym
śniadaniu, odliczałam minuty do kolejnego posiłku, aby wreszcie czuć się
najedzona.
Wróciłam więc do śniadań z kiełbaskami i dużą ilością warzyw
w roli głównej J
Pierwsze dni-najgorzej
Pierwsze trzy dni były dla mnie najtrudniejsze. Wcześniej
jadłam regularnie co 3-4 godziny i stosowałam się do spożywania 4-5 posiłków w
ciągu dnia.
5-godzinne odstępy
między posiłkami wydawały się wręcz nierealne. Nie potrafiłam jednorazowo
zjeść tyle, żeby się najeść i jednocześnie nie być ociężała i ospała.
Na początku, już po 3,5 godzinach pojawiał się potworny głód
i ssanie w żołądku. Nie mogłam wypić kawy, nic zjeść pomiędzy posiłkami i
myślałam, że oszaleję.
Z głodu byłam nerwowa, po 4 godzinie bez jedzenia trzęsły mi
się ręce. Serio, jak na jakimś detoksie. Najgorszy był trzeci dzień, podczas
którego od rana miałam straszne zawroty głowy. Na szczęście była to niedziela,
więc spokojnie mogłam przeczekać w domu.
Miałam pewne podejrzenia, że może to być spowodowane tym, że
do śniadania nie dorzuciłam żadnych warzyw. Taki stan utrzymywał się do
wieczora.
Na kolację zjadłam zupę jarzynową i… poczułam się jak nowo
narodzona! Odzyskałam energię, przestało kręcić mi się w głowie- jak ręką
odjął!
Kolejnego dnia było już w porządku, a najważniejsze, że nie
czułam żadnego dyskomfortu, wzdęć czy bólu żołądka przez cały dzień.
Odstawienie kawy i
herbaty
Tutaj na początku nie miałam większych problemów. Chyba było
to spowodowane tym, że odkąd zaczęłam brać glucophage, smak kawy stał się dla
mnie obrzydliwy. Smakowała mi jedynie mocno mleczna kawa typu latte czy
cappuccino. Każda inna była zbyt gorzka i kwaśna i pozostawiała duży niesmak.
Herbat piłam mało. Ponieważ nie powinnam podpijać między posiłkami
stwierdziłam, że spróbuję pić tylko wodę. I nawet nie było tak źle. Po
odstawieniu kofeiny wcale nie czułam się senna, czy pozbawiona energii. Woda
wystarczyła w zupełności. I co ważne, zaczęłam w końcu spożywać jej większe ilości w ciągu dnia.
Po 3 tygodniach mam jednak coraz częstsza ochotę na małą
czarną, dlatego pozwalam sobie na 1 kawę dziennie, zwykle jakieś 30-60 min.
Przed posiłkiem lub po nim.
Dozwolona jest dla mnie 1 kawa w ciągu dnia i przeważnie
korzystam z tej możliwości.
Czasem przed posiłkiem pije też herbatę ziołową (np. miętę,
pokrzywę lub czystek), ale w ciągu dnia spożywam tylko biała wodę.
Odstawienie cukru
Tutaj nie miałam dużego problemu. Przynajmniej na samym
początku. Wcześniej jadłam niewiele słodyczy, więc po pierwsze pozbyłam się z
domu tych, które już miałam. Zostawiłam tylko gorzką czekoladę (min 80%), bo
taką mogę spożywać w ilości max. 3 kostek na tydzień.
Przez pierwsze dwa tygodnie wcale nie miałam ochoty na
słodycze. Nawet na tą czekoladę. Chyba
byłam tak zdeterminowana i zmotywowana, że moja podświadomość zadziałała.
Po dwóch tygodniach jednak coraz częściej zaczęłam mieć
ochotę na słodkie. Przekroczyłam zdecydowanie liczbę dozwolonych kostek
czekolady czy dodatku miodu. A raz zdarzyło mi się zjeść kawałek fasolowego
brownie.
Nie wiem czym spowodowana jest ta nagła chęć na słodycze,
zwłaszcza po obiedzie.
Staram się z nią walczyć i odzyskać pierwotną determinację.
Włączenie mięsa do
diety
Przed rozpoczęciem kuracji nie jadałam zbyt dużych ilości
mięsa. Jeśli już się zdarzało to przeważnie kurczaka lub indyka. Mój nowy plan
żywieniowy zawierał jednak spore ilości mięsa i to bynajmniej nie kurczaka.
Miałam unikać supermarketowego drobiu, który jest naszpikowany hormonami i
kupować ze sprawdzonych źródeł, a najlepiej zamienić go na jakieś czerwone
mięso.
Raczej nie przepadam za schabowymi, golonką czy wołowiną,
które były rekomendowane w mojej nowej diecie.
Przekonałam się jednak do karkówki i żeberek, które jadam
czasem na obiad.
Dobrym sposobem na „przemycenie” mięsa są dla mnie też zupy.
Gotuję rosół np. na żeberkach i
kościach. Później blednuję, albo jem mocno rozgotowane razem z resztą zupy i
obecnośc mięsa wcale nie jest tak wyczuwalna jak solo J
Aktualnie jestem w 4 tygodniu diety.
Moje samopoczucie jest świetne, choć mam świadomość, że
coraz trudniej jest mi trzymać się określonych zasad. Tak jak w przypadku
śniadań białkowo-tłuszczowych, kawy czy ograniczenia czekolady.
Zamierzam jednak walczyć i nie poddawać się.
A o moich postępach i samopoczuciu będę Was informować ;)
Ściskam,P.