piątek, 24 lutego 2017

Studia dzienne czy zaoczne?- Praktyka zawodowa, cz. II

Część druga-czy praktyki zawodowe są ważne?

Witajcie,
W drugiej części, tak jak obiecałam, poruszę temat praktyk studenckich, które w moim przypadku miały znaczny wpływ na rozwój ścieżki zawodowej.

No więc, jak wszyscy wiemy, w studenckim życiu przychodzi czas na obowiązkowe odbycie praktyk studenckich, w ramach wybranego kierunku.
W moim przypadku, uczelnia oferowała pewne propozycje, albo można było wybrać coś samemu. 



Tak naprawdę, trochę poszłam na łatwiznę i zdecydowałam się praktyki organizowane na uczelni- w Uniwerytecie Trzeciego Wieku. Bez żadnych dojazdów i  dodatkowego poświęcania czasu. 
Ale z drugiej strony, pozostałe propozycje z uczelni również nie były dla mnie zachęcające.

Praktyka, jaką odbyłam w UTW była praktyką hospitacyjną. Polegała ona na tym, że w większości przypadków, chodziłam na zajęcia i sporządzałam notatki, albo uczestniczyłam w nich  razem z słuchaczami.

Zgłosiłam się też jako ochotnik do prowadzenia zajęć komputerowych dla seniorów, co było bardzo ciekawym doświadczeniem, ale pokazało mi, że praca z seniorami to również nie to, co chciałabym robić.

Praktyki nie wniosły zbyt wiele do mojego doświadczenia zawodowego, nie miałam poczucia, że nauczyłam się czegoś szczególnie przydatnego- no, może poza cierpliwością ;)

Moja ambicja uaktywniła się jednak w wakacje, pomiędzy semestrami, kiedy to postanowiłam zdobyć praktyki na własną rękę, sama dla siebie.

Na początku myślałam o stażu, bo wiadomo-pieniądze się przydadzą. Ale, wierzcie mi, że nie mogłam znaleźć żadnego sensownego płatnego stażu.

Ostatecznie zaczęłam szukać bezpłatnych praktyk. I w zasadzie planowałam coś, co pozwoli mi pojąć jeszcze jakąś dodatkową pracę.
Rozesłałam kilka CV i wzięłam udział w rozmowie kwalifikacyjnej na stanowisko Asystentki Prezesa Zarządu.

Zostałam przyjęta, ale moim warunkiem był 3-dniowy tydzień pracy (2 dni chciałam poświęcić na pracę zarobkową)

I tak, przez całe wakacje od poniedziałku do środy, od 8 do 16, chodziłam pracować za darmo.

W zasadzie to moja praca bardziej przypominała standardową pracę sekretarki, a nie Asystentki Prezesa. Ale pracowałam w cudownej atmosferze, z wspaniałymi ludźmi. I tak naprawdę, nawet nie ubolewałam z powodu, że muszę poświęcać swój wakacyjny czas, na to aby pracować.

Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o doświadczenie, to nie nauczyłam się niczego specjalnego, ale była to taka namiastka „prawdziwej” pracy. Dobra  szkoła funkcjonowania w dużym przedsiębiorstwie, odpowiedzialności za pewne rzeczy czy dotrzymywania terminów.

Wszystko tak naprawdę przebiegało rutynowo, do momentu kiedy pod koniec praktyk, zachorowała jedna z osób koordynujących sekretariat. Pani Basia wylądowała wtedy w szpitala i ja dostałam propozycję przejęcia jej obowiązków na miesiąc, już z odpłatną umową.

Bałam się trochę, ale oczywiście się zgodziłam! Uznałam, że to szansa na pokazanie się z dobrej strony i sprawdzenie swoich możliwości. W zasadzie to z praktykantki, zostałam nagle zastępczynią koordynatora sekretariatu, co wtedy dla mnie było niezłym wyróżnieniem J

Nie ukrywam, że był to dla mnie stresujący czas, pełen wyzwań, decyzji i odpowiedzialności, ale bardzo wiele mnie on nauczył.

Szkoda było odchodzić,  kiedy umowa się skończyła. Ale niestety nadszedł czas powrotu na uczelnię. 
Był to ostatni semestr, obrona licencjacka za pasem- trzeba wziąć się do roboty.

Studia już się rozpoczynały,  nowy semestr właśnie wystartował, praca licencjacka w stanie opłakanym- idealny wręcz moment  na kolejną niespodziankę.

Ale o niej opowiem Wam w kolejnej części, bo ta dotyczyć już będzie indywidualnego toku studiów.

Pozdrawiam,

P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz