Część druga-czy
praktyki zawodowe są ważne?
Witajcie,
W drugiej części, tak jak obiecałam, poruszę temat praktyk
studenckich, które w moim przypadku miały znaczny wpływ na rozwój ścieżki
zawodowej.
No więc, jak wszyscy wiemy, w studenckim życiu przychodzi
czas na obowiązkowe odbycie praktyk studenckich, w ramach wybranego kierunku.
W moim przypadku, uczelnia oferowała pewne propozycje, albo
można było wybrać coś samemu.
Tak naprawdę, trochę poszłam na łatwiznę i
zdecydowałam się praktyki organizowane na uczelni- w Uniwerytecie Trzeciego
Wieku. Bez żadnych dojazdów i
dodatkowego poświęcania czasu.
Ale z drugiej strony, pozostałe
propozycje z uczelni również nie były dla mnie zachęcające.
Praktyka, jaką odbyłam w UTW była praktyką hospitacyjną.
Polegała ona na tym, że w większości przypadków, chodziłam na zajęcia i
sporządzałam notatki, albo uczestniczyłam w nich razem z słuchaczami.
Zgłosiłam się też jako ochotnik do prowadzenia zajęć komputerowych
dla seniorów, co było bardzo ciekawym doświadczeniem, ale pokazało mi, że praca
z seniorami to również nie to, co chciałabym robić.
Praktyki nie wniosły zbyt wiele do mojego doświadczenia
zawodowego, nie miałam poczucia, że nauczyłam się czegoś szczególnie
przydatnego- no, może poza cierpliwością ;)
Moja ambicja uaktywniła się jednak w wakacje, pomiędzy
semestrami, kiedy to postanowiłam zdobyć
praktyki na własną rękę, sama dla siebie.
Na początku myślałam o stażu, bo wiadomo-pieniądze się
przydadzą. Ale, wierzcie mi, że nie mogłam znaleźć żadnego sensownego płatnego
stażu.
Ostatecznie zaczęłam szukać bezpłatnych praktyk. I w
zasadzie planowałam coś, co pozwoli mi pojąć jeszcze jakąś dodatkową pracę.
Rozesłałam kilka CV i wzięłam udział w rozmowie kwalifikacyjnej
na stanowisko Asystentki Prezesa Zarządu.
Zostałam przyjęta, ale moim warunkiem był 3-dniowy tydzień
pracy (2 dni chciałam poświęcić na pracę zarobkową)
I tak, przez całe wakacje od poniedziałku do środy, od 8 do
16, chodziłam pracować za darmo.
W zasadzie to moja praca bardziej przypominała standardową
pracę sekretarki, a nie Asystentki Prezesa. Ale pracowałam w cudownej
atmosferze, z wspaniałymi ludźmi. I tak naprawdę, nawet nie ubolewałam z
powodu, że muszę poświęcać swój wakacyjny czas, na to aby pracować.
Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o doświadczenie, to nie
nauczyłam się niczego specjalnego, ale była to taka namiastka „prawdziwej”
pracy. Dobra szkoła funkcjonowania w
dużym przedsiębiorstwie, odpowiedzialności za pewne rzeczy czy dotrzymywania terminów.
Wszystko tak naprawdę przebiegało rutynowo, do momentu kiedy
pod koniec praktyk, zachorowała jedna z osób koordynujących sekretariat. Pani
Basia wylądowała wtedy w szpitala i ja dostałam propozycję przejęcia jej
obowiązków na miesiąc, już z odpłatną umową.
Bałam się trochę, ale oczywiście się zgodziłam! Uznałam, że
to szansa na pokazanie się z dobrej strony i sprawdzenie swoich możliwości. W
zasadzie to z praktykantki, zostałam nagle zastępczynią koordynatora sekretariatu,
co wtedy dla mnie było niezłym wyróżnieniem J
Nie ukrywam, że był to dla mnie stresujący czas, pełen
wyzwań, decyzji i odpowiedzialności, ale bardzo wiele mnie on nauczył.
Szkoda było odchodzić, kiedy umowa się skończyła. Ale niestety nadszedł
czas powrotu na uczelnię.
Był to ostatni semestr, obrona licencjacka za pasem-
trzeba wziąć się do roboty.
Studia już się rozpoczynały,
nowy semestr właśnie wystartował, praca licencjacka w stanie opłakanym-
idealny wręcz moment na kolejną
niespodziankę.
Ale o niej opowiem Wam w kolejnej części, bo ta dotyczyć już
będzie indywidualnego toku studiów.
Pozdrawiam,
P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz